Ironman Gdynia 2017

piątek, 8 września 2017

Udostępnij ten wpis:
Na warszawski triathlon trafiłem w tamtym roku za sprawą NatBlue. Przez przypadek trafiła na informację, że poszukują wolontariuszy - w tym masażystów - na to wydarzenie. Uznaliśmy, że warto iść zobaczyć jak to wygląda. Impreza oraz ludzie którzy ją tworzyli sprawili, że kiedy dostałem telefon w tym roku z pytaniem czy jestem zainteresowany, to bez wahania się zgodziłem. Była to kolejna okazja, aby pomóc zawodnikom (a raczej ich mięśniom) dojść do siebie po zmaganiach jakich zgotowała im trasa i wywołać na ich twarzach uśmiech ulgi.


Po Warszawskim 5150 przyszło wyczekiwać kolejnej imprezy tego typu, a mianowicie Gdyńskiego Ironman'a.


Podobnie jak w stolicy z pomocą przyszły nam żele chłodzące Polskiej firmy Alba Thyment. Jednakże w przeciwieństwie do wcześniejszych masaży podczas triathlonu nie była to nasza jedyna pomoc. Główną naszą bronią był bowiem lód. Tak, tak, taki zimny w kostkach jaki mamy w domach. Z tą różnicą, że nie mieliśmy kilka kostek, a kilka kilogramów.


Przyznam, że w Gdyni po raz pierwszy nie tylko usłyszałem o masażu lodem, ale również miałem okazję wykonywać taki masaż. Szczerze powiedziawszy było to dla mnie miłym zaskoczeniem. Wiedziałem, że rozgrzane mięśnie po zawodach lub intensywnym treningu dobrze jest schłodzić, żeby szybciej doszły do siebie. Jednakże nie myślałem o używaniu do tego lodu.


Nie tylko ja byłem zaskoczony masażem lodem. Większość zawodników również była zaskoczona tego typu kuracją oraz tym jak szybko pomaga ona mięśniom wrócić do siebie. Dzięki temu można było sprawnie wymasować ponad 2 tys. sportowców.

Ale mając nawet tony lodu sam bym nie dał rady sprostać takiej ilości osób w czasie 4 godzin. Wyzwanie jakie przyniósł Ironman, jeśli chodzi o masaż podjęło około 20 masażystów i fizjoterapeutów. Na 18 stołach do masażu przez dwa dni pomagaliśmy zawodnikom wrócić do pełni sił. Nie jest to łatwe zadanie, zwłaszcza kiedy masuje się około 20 osób jeden za drugim. Oczywiście to nie oznacza, że nie mogliśmy odejść od stołu, aby się napić czy coś przekąsić, a jednocześnie złapać oddech przed kolejnymi masażami. To właśnie dlatego organizatorzy starają się, żeby masażystów było zawsze więcej niż stołów. Funkcję koordynatorów pełnili Szczepan z Klaudią, którzy nie tylko sprawdzali czy mamy jeszcze siłę, ale również służyli radami jak możemy sprawnie masować. Dzięki temu zawodnicy byli mile zaskoczeni kiedy zapewnienia Szczepana się sprawdzały i już po niecałych 10 minutach przychodziła na nich kolej.


Zawodnicy oprócz masaży mieli również do dyspozycji baseny z zimną wodą. Była ona dobrym sposobem na spotęgowanie działania masażu. Tak naprawdę nie trzeba było nikogo namawiać ani na masaż ani na kąpiel w basenie.


Niektórzy zawodnicy tak spieszą się na masaż, że zapominają o tym, aby po wysiłku najpierw nawodnić organizm i dostarczyć im odpowiednich wartości odżywczych. Tak było i tym razem. Jeden ze sportowców był odwodniony i osłabiony do tego stopnia, że ledwo dotarł do leżanki. Niestety w takich sytuacjach bardziej potrzebni są ratownicy niż masażyści. Triatlonista po kilku minutach doszedł do siebie na tyle, że poprosił ratowników o... wódkę. Podobno na wzmocnienie ;)


Zawodnicy szukali orzeźwienia w masażu lodem i zimnych kąpielach, a masażyści w pysznej lemoniadzie, gdzie mieli do wyboru trzy kolory: żółty, pomarańczowy i niebieski. Mieliśmy również zapewniony obiad przez organizatorów. Nie przewidzieli oni jednak, że masażyści kończą później i nie załapiemy się na nic innego jak makaron. A szkoda, bo z tego co mi wiadomo były również inne dania do dyspozycji.



Nie mniej jednak z niecierpliwością czekam na kolejne Warszawskie 5150 i Gdyńskiego Ironman'a. 



1 komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia