Rok temu na swoim
fanpage'u pisałem, że biegi nigdy nie były moją mocną stroną.
Mimo to, pobiegłem w Onkobiegu żeby pomóc przy zbiórce pieniędzy.
W tym roku także planowałem wziąć udział w imprezie, ale wraz z
Olą planowaliśmy zagościć również na biegu Ordona, gdzie
startowała wraz ze swoim mężem. Zwieńczeniem całego dnia miał
być spacer śladami głównego bohatera powieści „Zły”
Leopolda Tyrmanda.
Jak
się później okazało, oba biegi były niemal o tej samej godzinie,
przez co niestety musieliśmy zrezygnować z jednego z nich.
Zdecydowaliśmy się iść na bieg Ordona, gdyż Ola z Pawłem mieli
zapewnione tam pakiety startowe.
Bieg
Ordona na Warszawskiej Ochocie był organizowany po raz trzeci. Ma on
na celu nie tylko promowanie biegu, ale również, i chyba głównie,
upamiętnienie rocznicy Reduty Ordona.
Bieg
nie bez powodu organizowany jest w tej części Warszawy. To właśnie
przy Rondzie Zesłańców Syberyjskich znajdowała się rozsławiona
przez Adama Mickiewicza Reduta, a właściwie „Działo
Fortyfikacyjne nr 54” lub też po prostu „Reduta nr 54”.
Obecnie jedynymi elementami informującymi nas o tym wyjątkowym
miejscu jest postawiony przez Stowarzyszenie Reduta Ordona pomnik
jako symboliczny grób żołnierzy polskich i rosyjskich.
To
właśnie stąd biegacze rozpoczynali bieg w kierunku parku
Szczęśliwickiego. Później przemierzając malownicze alejki parku,
robili dwa okrążenia pokonując przy tym dystans 5km. Cały wyścig
miał prowadzić jeździec na koniu, ale dla części zawodników
okazał się być słabym przeciwnikiem. Trasa swoją metę miała
koło górki Szczęśliwickiej, gdzie na biegaczy czekały zasłużone
medale, a dla najszybszych również puchary i inne nagrody. Puchar i nagrodę otrzymał również najmłodszy i najstarszy zawodnik. Dla
niektórych zawodników nie było to chyba większym wyzwaniem,
bowiem do mety dotarli już po 17 minutach. Niestety puchary w tym
roku nie trafiły ani do Oli, ani do Pawła, acz i tak poradzili
sobie świetnie. Całej imprezie towarzyszył piknik historyczny z
pokazami aktorów z wykorzystaniem replik dział z okresu Powstania
Listopadowego. Po wręczeniu nagród można było nawet usłyszeć
huk jaki towarzyszył takiej armacie.
Kolejnym
naszym punktem był spacer ulicami Warszawy z tytułowym „Złym”.
Przyznaję bez bicia – nie czytałem. Nie miałem więc pojęcia
kim był główny bohater, ani czym się zajmował. Jedynie, co
wiedziałem to to, że autor uczynił bohaterami całą Warszawę
oraz to, że jest to ulubiona książka mojej siostry. Co mnie
skłoniło do tego żeby iść? Chyba w głównej mierze chęć
dowiedzenia się kim był główny bohater i dlaczego był „zły”,
oraz zobaczenie stolicy „jego oczami”. I powiem szczerze – nie
zawiodłem się. Mimo to, że nie znam na tyle miasta i momentami
było mi ciężko wyobrazić sobie niektóre miejsca i rzeczy, to
naprawdę słuchałem z zapartym tchem.
Dzięki
naszemu przewodnikowi – Adrianowi Sobieszczańskiemu – mogłem
nie tylko poznać częściowo historię głównego bohatera, ale
również poczuć klimat dawnej Warszawy. Wycieczka, podobnie jak ta
po parku miniatur, pozwoliła mi odkryć kolejne ciekawe historie i
zakamarki miasta. Pan Adrian nie tylko opowiadał historie o autorze
i bohaterach powieści, ale również zdradzał nam ciekawe anegdoty z
dawnej stolicy. Między innymi o tym, że do jednej z kameralnych
restauracji mogły wejść jedynie osoby w krawacie i marynarce. Ale
dokładniej nie będę zdradzał tego, co opowiadał nam przewodnik,
ponieważ to trzeba usłyszeć na własne uszy. Naprawdę warto. A ja
z pewnością kiedyś sięgnę po tę książkę, by jeszcze raz
przenieść się do dawnej Warszawy.
Po tym spacerze mam ochotę jeszcze raz przeczytać książkę "Zły" :) A Bieg Ordona bardzo dobrze wspominam. :)
OdpowiedzUsuń